styczeń – marzec 2011
W dżungli okalającej kambodżańską świątynię Angkor znajduje się wiele klejnotów architektury khmerskiej. Niewątpliwie można do nich zaliczyć Bajon. W odróżnieniu do wręcz eleganckiego i wytwornego Angkor Watu, Bajon określany jest jako „wytwór barbarzyńskiego baroku”. Faktycznie wkraczając w mury Bajonu można poczuć się przytłoczonym a nawet oszołomionym. Oto jak przed 100 laty opisywał swoje wrażenia jeden z pierwszych odkrywców Angkoru, Pierre Loti: Patrzyłem w górę na zarośniętą drzewami wieżę, która przytłaczała mnie swoją wysokością, kiedy nagle krew ścięła mi się w żyłach, ujrzałem bowiem gigantyczną twarz spoglądającą na mnie, potem następną na innym murze, trzecią, piątą, dziesiątą – ze wszystkich stron twarze i wszystkie z tym samym lekkim uśmiechem. I właśnie ten tajemniczy uśmiech stał się symbolem Bajonu. Francuzi nazywają ten uśmiech „uśmiechem Angkoru”. Uśmiech ten widnieje na wszystkich 216 twarzach zdobiących 54 ogromne wieże, z których najwyższa sięga na wysokość 43 metrów. Zwiedzając świątynię nie sposób uwolnić się od tajemniczych spojrzeń i uśmiechów kamiennych twarzy, twarzy będących według jednych wizerunkiem bodhisattawy Awalokiteśwary, według innych jego ziemskim wcieleniem. Będąc pod wrażeniem tego niezwykłego kompleksu aż trudno sobie wyobrazić jego pierwotny wygląd – wszystkich wież pokrytych złotem. Do ratowania tej świątyni przyczynili się również Polacy, biorąc udział w latach 80-tych XX wieku w pracach konserwatorskich. Zarówno w Bajonie jak i całym kompleksie Angkoru odradza się życie, i to nie tylko to duchowe, krwawo zduszone przed 40 laty zbrodniczym reżimem Czerwonych Khmerów. Na szczęście uśmiech z kamiennych twarzy Bajonu coraz śmielej pojawia się na twarzach współczesnych mieszkańców Kambodży.
Krzysztof Muskalski